Nie uwierzycie co mi się dziś przytrafiło! Rano wstałam troszkę wcześniej z uwagi na podróż PKP. Dzień jak co dzień myślałam. Zjadłam śniadanie, szybko się ogarnęłam i nawet udało mi się wypić, bez pośpiechu kawę (ostatnimi czasy dla mnie napój Bogów). Wychodząc z domu upewniłam się chyba ze sto razy czy wszystko ze sobą zabrałam. Idąc na komunikację miejską, nie mam samochodu niestety, a wszystkie ciotki i wujkowie w pracy, więc nikt nie mógł mnie podrzucić na dworzec. Kupiłam bilet, autobus podjechał jadę i w myślach się upewniam: to mam i to też ;) Nawet udało się porozmawiać ze starszą Panią, która się wybierała na rynek. Wysiadając z nagrzanego autobusu żwawym krokiem doszłam na Dworzec Kolejowy. W kasie zakupiłam bilet i chwilę później grzałam się w przedziale pociągu. Jadąc z gotową, wydrukowaną i oprawioną pracą licencjacką, zadowolona, że już prawie wszystko mam z głowy, że tylko promotor musi ją sprawdzić i zatwierdzić. Wyjęłam pracę poczytałam, posprawdzałam, przećwiczyłam jak mam ją przedstawić i wszystko mi odpowiadało. Ja byłam zadowolona, a to chyba ważne żebyśmy byli pewni tego co napisaliśmy. Zrobiło mi się ciepło, miło i przyjemnie więc postanowiłam, że drzemka dobrze mi zrobi. Obudziłam się na dworcu Poznań Główny. Z natłoku emocji i pośpiechu wysiadając na stacji zapomniałam wziąć torby w której były moje wypociny... Gdy pociąg odjechał, jeszcze się ubierałam, szłam zadowolona i uśmiechnięta (w ogóle nie zorientowałam się, że torba pojechała dalej, do Katowic pewnie) na spotkanie z koleżanką, która już z daleka machała, olśniło mnie! Nie mam torby! Gorzej, nie mam pracy! Nie wiedziałam co robić, w tym momencie mój świat się zawalił. Ze łzami w oczach powiedziałam Weronice, że moja praca licencjacka została w pociągu. Przyjaciółka doradziła, że pierwsze co to musimy to zgłosić. Nie wiele myśląc pobiegłyśmy do informacji i poinformowałam Panią o swojej zgubie. Pobiegłyśmy na uczelnię, żeby zrobić druk z emaila, wszystko poszło gładko ale gdy miałam znaleźć na św.Marcinie introligatora, który oprawi pracę zaczęły się schody. Byłam w każdej drukarni, księgarni aż w końcu znalazłam! Pan oczywiście na nowo zrobił druk pracy (pewnie żeby skasować więcej!) pięknie ją oprawił, a nasłuchałam się opowieści o powstaniu przemysłu poligraficznego, że książkę mogłabym napisać! Cała historia skończyła się dobrze! Czasami stres nas motywuje! U mnie zadziałało! Promotor zadowolony! Praca oddana! Uff...! Mogłam ze spokojem wracać do domu, ale już w drodze powrotnej nie zmrużyłam oka.
A torba po około miesiącu wróciła do mnie! Rada : nie spać w pociągu! Ewentualnie torbę przywiązać do siebie sznurem!
(CPI)
(CPI)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz